Zagmatwany śląski świat

Nagroda „Nike” przyznana książce pt. „Kajś” uprawnia mnie – tak sadzę – do jej przedstawienia, choć dotyczy wyłącznie Górnego Śląska i nie ma w niej ani słowa o Gorzowie lub regionie. A może jednak trochę jest…

*

Świadomie wprowadziłam powyżej konstrukcję: tak, a może jednak…, bo na niej zbudowana jest cała książka Zbigniewa Rokity.

Zacznijmy od dłuższego cytatu: To nie moja wina, że gdy Polska walczyła z Krzyżakami, my byliśmy po drugiej stronie. Co to za paradoks, że Polsce Fryderyk II Hohenzollern przyniósł rozbiory, a nam kominy i cywilizację. Choćbyśmy chcieli, żeby było inaczej, to my nie przegraliśmy powstania styczniowego, za to I wojnę światową tak. Dla nas 1945 rok był początkiem wojny, a nie końcem.

My na Ziemi Lubuskiej także w czasie bitwy pod Grunwaldem byliśmy wśród wrogów, także chwalimy Fryderyka I Hohenzollerna, choć nie przyniósł nam kominów, a regulację rzek i stworzył warunki do nowej cywilizacji. Nasze ziemie, podobnie jak Śląsk, zostały przyłączone do Polski decyzją polityczną, a historyczne związki były bardzo odległe. Zbigniew Rokita pokazuje, że ziemie obecnie wchodzące w obszar Górnego Śląska (województwa śląskiego) nie miały związków z Polską od wczesnego średniowiecza. A więc trochę podobieństw jest.

*

Natomiast zasadnicza różnica tkwi w ludziach. Na terenach dzisiejszej Ziemi Lubuskiej ludność przyznająca się do polskości zamieszkiwała skraj najbliższy Wielkopolsce: Babimost, Pszczew i okoliczne wioski. Natomiast Międzyrzecz i Skwierzyna, miasta do rozbiorów pozostające w granicach Polski, zdominowane zostały przez Niemców.

Na Śląsku ludność tubylcza mieszkała na wsiach i bardziej opowiadała się za „tutejszością” niż za Polską. Zbigniew Rokita świetnie pokazuje, jak na proces zmiany narodowej tożsamości wpływał rozwój cywilizacyjny. Ludzie chcieli zarabiać, żyć wygodniej niż na wsi, szli do kopalń, do przemysłu, do miast, zmieniali styl życia i akceptowali naród, który im te zmiany umożliwił. Tu nie był potrzebny nacisk polityczny. Rokita jest zdania, że gdyby nie II wojna i jej konsekwencje, dziś Śląsk byłby całkowicie niemiecki.

Ale historia zdecydowała inaczej. Najpierw w 1918 roku nastała Polska, na Śląsku miały miejsce powstania, był plebiscyt, ostatecznie Zagłębie weszło do Polski, ale Katowice stały się stolicą autonomicznego województwa śląskiego z własnym parlamentem i skarbem. Teoretycznie, bo w praktyce proces scalania z Polską był bardzo skomplikowany.

*

Po 1945 roku cały Śląsk, łącznie z Opolszczyzną, włączono w granice Polski, Niemcom pozwolono wyjechać, a tych, którzy pozostali, uznano za Polaków. Natomiast oni byli tutejsi, śląscy i polską władzę traktowali niemal jak najeźdźców. Proces polonizowania Ślązaków do dziś się nie skończył. W spisie ludności z 2011 roku 847 tysięcy ludzi zadeklarowało się jako Ślązacy, w tym 376 tysięcy wybrało tę identyfikację jako jedyną. Zastanawiające, że najwyższy odsetek Ślązaków odnotowano w gminach przed wojną należących do Polski.

W Polsce oficjalnie uznaje się 14 grup etnicznych, w tym Karaimów liczących 314 osób. Ale Ślązaków żaden z polskich rządów nie chce uznać za mniejszość narodową. A tam coraz silniej rozwija się regionalna kultura i – co bardzo ważne – język. Długo go zwalczano, ale teraz jest on równorzędny z polskim, wydaje się prasę, książki, a nawet Facebook ma swoją śląską wersję. A jednak języka śląskiego nie można nauczać, nie ma napisów śląskich, nie ma go w urzędach. Zbigniew Rokita świadomie wprowadził do tytułu swojej eseistycznej książki gwarowe określenie „kajś”, czyli gdzieś, nie wiadomo gdzie.

*

Na Ziemi Lubuskiej nie mamy tego problemu. Wysiedlono wszystkich Niemców, nie pytając ich o to, czy chcą pozostać. Swoje problemy wnieśli przybysze z różnych stron, ale ich spacyfikowano, eliminując wszystkie języki regionalne, a do rangi wzorca podnosząc literacki język polski. Czy po 70 latach na Ziemi Lubuskiej wszyscy mówimy takim językiem? Czy tym samym nie jesteśmy ubożsi o języki dziadków?

*

Zbigniew Rokita opisuje historię Śląska przez pryzmat swojej rodziny. W dziejach jej członków przeglądają się wszystkie problemy polityczne i społeczne Ślązaków. On sam, urodzony w 1989 roku, wykształcony w nowej rzeczywistości w Krakowie, długo czuł się po prostu Polakiem. Dopiero penetrując dzieje rodziny odkrywał swoje korzenie i coraz silniej utożsamiał się z miejscem, w którym się urodził i na którym przyszło mu żyć. Ale ponieważ był to dla niego proces trudny, analizował wszystkie tak i nie, plusy i minusy, awers i rewers.

Otrzymaliśmy książkę o niezwykle zagmatwanym świecie, ale napisaną tak, że nie sposób przerwać lekturę. Po prostu wciąga, bo tak skomplikowane są losy jej zbiorowego bohatera.

*

Na okładce są słowa znakomitej reporterki Małgorzaty Szejnert: Autor tej ważnej książki wyznaje, że długo przepraszał się ze swoją śląskością. Teraz pomaga nam zrozumieć dramat krainy leżącej na pograniczu kultur i historii – dlatego Śląsk ciągle jest „kajś”, a nie w centrum polskiej świadomości. 

 

***

Zbigniew Rokita „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”, wyd. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, 320 s.