Legendy znane i nieznane

Każde miejsce, nawet najpiękniejsze, bez odpowiednio opisanej historii jest tylko przystankiem na trasie – twierdzi Paweł Zych we wstępie do książki. Wychodząc z takiego założenia, zaplanował monumentalny „Atlas legend”, w którym zamierza zamieścić wszystkie legendy i wskazać adresy, których dotyczą. Tom pierwszy obejmuje legendy z województw zachodnich: wielkopolskiego, lubuskiego, dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego. Przyjrzyjmy się tym z naszego regionu.

*

Legendy z województwa lubuskiego związane są z 32 miejscowościami. Najbliższe nam to: Gorzów, Danków, Dobiegniew, Górzyca, Kostrzyn nad Odrą, Lubniewice, Międzyrzecz, Pszczew, Skwierzyna, Smogóry, Strzelce Krajeńskie i Sulęcin. Gorzowa dotyczy aż 11 legend. Są tu znane opowieści o żelaznej rybie w ratuszu, o jeleniu, który wpadł do kościoła NMP, o zakochanej dziewczynie, która z miłości do polskiego rycerza Władysława zdecydowała się na ujawnienie wrogom tajnego wejścia do miasta. Na końcu każdej legendy autor wskazuje miejsce, z którym jest związana: z rybą – Stary Rynek, gdzie niegdyś stał ratusz, z jeleniem – dzisiejsza katedra, a z dziewczyną – dawne wzgórze Wisielców, na którym została powieszona, obecnie to okolice ul. Fryderyka Chopina.

*

Czy znacie legendę „Grząskie uczucie”? Przyznaję, dla mnie nowa.

Zarządca poklasztornego folwarku w Mironicach był człowiekiem przedsiębiorczym i obrotnym. Po wypędzeniu cystersów ochoczo przystąpił w imieniu państwa do zarządzania majątkiem i szybko doszedł do sporej fortuny. Tym bardziej zdenerwował się, gdy córka oznajmiła mu, że ma zamiar wyjść za mąż za ubogiego leśnika. Kazał dziewczynę wywieźć do innego miasta. Po drodze jednak zdesperowany narzeczony porwał ją z kolasy i próbował uprowadzić. Niestety, w czasie brawurowej ucieczki wóz z zakochanym zjechał z drogi, wpadł do stawu i utonął razem z pasażerami. Od tego czasu spod błotnistej wody słychać miłosne szepty i cmokanie, a raz do roku na brzegu można ujrzeć dwie umazane mułem postacie splecione w ciasnym uścisku.

Czy ktoś słyszał szepty i cmokania, a może widział umazanych mułem zakochanych przy ul. Błotnej na brzegu Błotnego stawu?

*

Albo „Interes życia”, dla mnie także nieznana legenda:

Pewnego upalnego letniego dnia traktem ze Skwierzyny wracał kupiec. Od kilku tygodni podróżował w interesach, dobił korzystnego targu, wiózł ze sobą ciężki ładunek, który miał mu zapewnić ogromne zyski. Zmęczony, ale szczęśliwy mężczyzna pragnął jak najszybciej trafić do domu, wydać pracownikom dyspozycje, uzupełnić księgi rachunkowe, podpisać umowy i oczywiście uściskać żonę i dzieci. Rzeka Warta po kilku tygodniach bez deszczu skurczyła się do rozmiarów strumienia. Handlarz zaciął konie i skierował go w stronę płycizny, żeby skrócić drogę o kilka minut. Nagle okute koła do połowy wbiły się w grząski grunt, a następnie wóz, razem z ładunkiem, powoli zaczął się zapadać w mokre błoto. Kupiec nie chciał porzucić ładunku i również zniknął pod mułem. Później nad brzegiem rzeki widziano zjawę nieszczęśnika. Zaczepiał przechodniów, ciągnął za rękę i prosił o pomoc w odzyskaniu utraconego towaru.

Adres: bulwar nad Wartą.

*

Legendy i baśnie to nie tylko opowiastki o nietypowych zdarzeniach, ale wyraz ludowej kultury i mentalności ludzi (narodu), który je stworzył. Te, dziś gorzowskie, opowiadali sobie niemieccy mieszkańcy Landsberga, niesprzyjający polskiemu rycerzowi Władysławowi ani napoleońskim żołnierzom gloryfikowanym w polskich legendach. Tych uwarunkowań autor nie widzi. W jednym miejscu nawet wspomina, że coś się zdarzyło przed powstaniem styczniowym, jakby mieszkańcy tych ziem w ogóle wiedzieli cokolwiek o polskim powstaniu rozgrywanym na – dla nich – dalekim wschodzie.

Wiele legend funkcjonowało i dotyczyło nie tylko jednego miejsca, a w różnych wersjach mogły się rozchodzić szeroko. Dlatego ważne, kto i kiedy je zapisał.

Paweł Zych nie zajmuje się proweniencją legend, nie interesuje go kontekst historyczny. Trudno nawet dojść, czy naprawdę pochodzą z przeszłości, czy może są wyrazem fantazji autora. Żeby było jasne; nie mam nic przeciwko tworzeniu nowych legendarnych historyjek, Nawet bardzo je lubię. Ale nie lubię być oszukiwana i dlatego chcę wiedzieć skąd i jakimi drogami autor wyprowadza konkretną opowieść. Dla mnie kilka tych „gorzowskich” było całkiem nieznanych.

*

„Atlas legend” jest bogato ilustrowany rysunkami stylizowanymi na dawne grafiki, a każde miasto przedstawione jest planem umożliwiającym czytelnikowi usytuowanie zdarzenia. Książka ma przejrzysty układ i indeks ułatwiający znalezienie miejscowości. „Atlas” wydany jest w dużym formacie, na udającym stary pożółkłym papierze.

Mimo więc powyższych zastrzeżeń, polecam go do domowej biblioteki, by zawsze można było do niego sięgnąć i poznać legendy związane z miastem, do którego na przykład się wybieramy i lepiej zapamiętać miejsca. Bo przeczytać wszystkich razem nie sposób.

 

***

Paweł Zych, „Atlas legend”, t. 1, wydawnictwo BOSZ, Olszanica 2020, 264 s.