09.03.2023

O pierwszej budowli murowanej Sulęcina (B)

Spacerując wokół murów świątyni natrafiamy na zamocowane na nich płyty nagrobne. Od zarania dziejów budownictwa chrześcijańskich świątyń, wykształcił się zwyczaj chowania zmarłych w ich obrębie. Duchownych, patronów kościoła oraz dostojników miast, regionu czy państwa chowano w podziemnych kryptach wykopanych pod kościelną posadzką, pozostałych grzebano na poświęconej ziemi w otoczeniu bożego domu. Swymi czynami lub odpowiednimi fundacjami można było dostąpić zaszczytu zamieszenia tablicy nagrobnej na ścianach świątyń. Zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Te z wnętrza kościoła rzeźbione w drewnie lub malowane spłonęły wraz świątynią. Ostały się płyty kamienne wmurowane na ścianach zewnętrznych.

W ich zestawieniu rzuca się w oczy wykuta w kamieniu obok inskrypcji dekoracja dokumentująca mody estetyczne epok w których zostały wykonane.

        

W tym naszym odczytywaniu odprysków życia dawnych mieszkańców Zielenzig zakodowanych w murach ich parafialnego kościoła, niespodziewanie odkrywamy umieszczony w chaosie przypadkowych głazów kamień o rysach ludzkiej twarzy. Żart kamieniarzy? Mistyczny symbol poskromienia mocy nieczystych?

Legenda miejska polskich osadników przybyłych tu w roku 1945 i później wiąże go z posągiem Świętowita – bóstwa urodzaju i wojny Słowian pomorskich i połabskich któremu, zanim ustanowiono na tej ziemi biskupstwo, mieli oddawać cześć tutejsi Lubuszanie. Po zwycięstwie chrześcijan na znak tryumfu nad pogaństwem posąg zredukowano do roli materiału budowlanego.


Sulęcin. Plan kościoła  świętego Mikołaja, stan sprzed 1945

Mury te widziały nie jedno. Bywało, że z braku innych dużych pomieszczeń, w kościołach organizowano niekiedy także spotkania polityczne. Być może więc, że to tutaj w roku 1656, po krótkiej okupacji ziemi torzymskiej przez wojska, spotkały się ekipy poselstw Polski i Brandenburgii i tu wojewoda poznański Krzysztof Grzymułtowski podpisywał z przedstawicielami elektora brandenburskiego pokój. To na jego mocy dwa lata później regimentarz Stefan Czarniecki ruszał tędy na szlak wiecznej chwały zaklętej potem w słowach naszego narodowego hymnu. Szlak ten opisał Jan Chryzostom Pasek, gdy z Międzyrzecza przez Cieletnice czyli Sulęcin jechali ku przeprawie na Odrze. Musieli wtedy przecinać rynek z kościołem świętego Mikołaja w jego pobliżu.
W styczniu 1945 roku wojna świątynię spopieliła.


Z bogatych sklepień wnętrza świątyni ostał się tylko łuk tęczowy

Jeszcze w XIX wieku w niemieckim protestanckim Zielenizg w zaczęło pojawiać się coraz więcej katolików, którzy postanowili wybudować sobie w mieście własna świątynię. I tak w roku 1862 panoramę miasta wzbogaciła bryła niewielkiego kościoła pod wezwaniem świętego Henryka zbudowanego w stylu neogotyckim. Kościół wojnę przetrwał i w nim pierwsi polscy mieszkańcy miasta urządzili świątynię swojej parafii katolickiej.


Kościół pod wezwaniem św. Henryka

Znamienne, że gdy przed konferencją w Poczdamie, gdzie zwycięskie mocarstwa podejmowały decyzje o konieczności usunięcia Niemców z ziem przyznanych Polsce, podczas wypędzania Niemców z ich miasta 24 czerwca 1945 roku, .polscy kapłani katoliccy wraz ze swymi wiernymi w trakcie tych czynności ogół katolików niemieckich potraktowali na równi z protestantami. Doktryna powszechności Kościoła z jej biblijną deklaracją, nie masz Żyda ani Greka czyli równego traktowania jego członków niezależnie od rasy, narodu i innych wyróżników, w konfrontacji ze zjawiskiem etnicznej nienawiści i woli odwetu przegrywała. Podobnie jak deklarowane w codziennym pacierzu odpuszczanie grzechów winowajcom. Słowa drugiego naszego narodowego hymnu czyli Roty Marii Konopnickiej „ Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” okazywały się być ważniejsze od tych codziennych pacierzowych zapewnień Boga o swej wobec niego uległości. W polskim Sulęcinie wiernych z każdym rokiem przybywało. W roku 1949 liczba mieszkańców zbliżała się do czterech tysięcy. Nie mieszcząc się w malej nawie kościoła świętego Henryka, podjęto starania związane z odbudową spalonej świątyni. W roku 1949 powołano Komitet Odbudowy kościoła św. Mikołaja pod przewodnictwem ks. proboszcza Stanisława Maślony, zaczęto gromadzić fundusze, część wiernych zadeklarowała pomoc w naturze i przystąpiono do prac budowlanych.

Zakończenie odbudowy wieńczyła konsekracja świątyni pod wezwaniem świętego Mikołaja dokonana 11 listopada 1951 roku.
Pomyślny przebieg prac ułatwiał przejściowy okres porozumiewania się polskiego episkopatu z rządem, zakończony zawarciem 14 kwietnia 1950 roku porozumienia z władzami Polski Ludowej. Okres przejściowy, gdyż już w roku 1953 prymas Stefan Wyszyński został zatrzymany przez władze i przez trzy lata przetrzymywany w przymusowym odosobnieniu w katolickich klasztorach.

Kościół św. Mikołaja po odbudowie ze zniszczeń wojennych

Jego jasne wnętrze nabrało walorów przytulności sprzyjającej modlitewnemu skupieniu.
Mijały lata, przeciekający dach wymagał remontu. Nowy powstawał w epoce powrotu pozycji Kościoła w państwie do tej pory w historii określanej formułą „sojuszu ołtarza z tronem”.

W polskim Kościele , podobnie jak i w powszechnym obserwujemy ścieranie się jego dwóch modeli. Pierwszy to model pokory i skromności zwany z kościołem ubogim (głoszony współcześnie także przez papieża Franciszka), którego symbolem u nas jest tak zrośnięta z naszym krajobrazem kulturowym postać Chrystusa Frasobliwego z ludowych przydrożnych kapliczek.

Kurowice. Kapliczka z figurą Chrystusa Frasobliwego. W nawiązaniu do ludowych tradycji powstała w roku 1997 i jest autorstwa rzeźbiarza Wojciecha Gryniewicza

Drugi to kościół tryumfujący, którego symbolem w Polsce jest dominująca w krajobrazie figura Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie. „Króla”, a więc przedstawiciela państwa, uosobienie władzy nad poddanymi. W tym przypadku nie tylko króla planety Ziemia, gdzie panuje nad wyznawcami nauk Buddy, Konfucjusza, Dalajlamy, Mahometa czy Mojżesza, ale nawet króla wszechświata, a więc także Kosmosu.

Świebodzin. Jezus Chrystus Król Wszechświata. Monument według projektu Mirosława Pateckiego odsłonięty w roku 2010

Świebodzińska wersja postrzegania Kościoła jest odmienna od niezwykłej inicjatywy Jana Pawła II, który 27 października 1967 roku zaprosił do Asyżu, miasta związanego ze świętym Franciszkiem, przedstawicieli innych kultur, religii i wyznań, do wspólnych modłów o pokój i okazania szacunku wobec ich wierzeń bez rezygnacji z własnych przekonań i głoszenia prawd własnej wiary. Wybrano poniedziałek, bowiem nie chciano, aby któraś z religii była uprzywilejowana, kiedy piątek jest świętem muzułmanów, sobota dla Żydów, a niedziela dla chrześcijan, a w kolejności modłów gospodarze spotkania modlili się ostatni. Wersja świebodzińska tego modelu odbiega od postawy papieża – Polaka, który w roku 1986 zmieniał odwieczne nieprzyjazne relacje katolicko -żydowskie modląc się w rzymskiej synagodze i nazywając żydów „starszymi braćmi w wierze” i gdy w roku 2001 w Damaszku oficjalnie przebywał w arabskim meczecie Omajjadów potwierdzając przesłanie spotkania w Asyżu.
A co to ma wspólnego z nowym dachem kościoła świętego Mikołaja w Sulęcinie? Ano to, że potężna jego bryła została tu „pioniersko” sprowadzona do funkcji gigantycznego baneru z lansowanym ideowym programem, w tym przypadku katolickiego wyznania wiary.

Ta deklaracja wiary umieszczona na dachu sulęcińskiego kościoła zlokalizowanego w centrum miasta bywa odbierany przez mieszkańców nie będących wyznawcami tej konfesji w kategorii zawłaszczania jego miejskiej przestrzeni w duchu tryumfalizmu epoki katolickiej kontrreformacji sprzed stuleci. Gdyby jeszcze z przesłaniem otwartym na innych w rodzaju: kochaj bliźniego swego jak siebie samego, co byłoby mniej wykluczające nie katolików, ale tu ograniczone zostało tylko do parafian: JEZU UFAM TOBIE.
Trącący tryumfalizmem napis łagodzi znalezione w internecie logo z przesłaniem Kościoła ubogiego głoszonego przez papieża Franciszka.

Tekst: Zbigniew Czarnuch w oparciu między innymi o pracę H.E. Kubacha, Die Kunstdenkmäler Kreises Oststernberg, Stuttgart 1960 oraz materiały źródłowe jak i opracowanie Stefana Wiernowolskiego.

Fotografie: Stefan Wiernowolski, Andrzej Wysoczański i domena publiczna