22.01.2014

Wymuskane Niemcy ze skomplikowaną przeszłością – witnicki DKK „Czytadło” rozmawiał o „Jezusie z Judenfeldu” Jana Grzegorczyka

„Jest rok 1995. Ksiądz Wacław – bohater bestsellerowej trylogii „Przypadki księdza Grosera” – jedzie rowerem przez Alpy do Rzymu na wezwanie Jana Pawła II. Wypadek w górach wrzuca go na parafię protestancką w miasteczku Judenfeld.

Niespodziewanie odsłaniają się przed nim tajemnice, nie tylko przeszłości. Natrafia na historię człowieka, który w swoim życiu był esesmanem i odegrał rolę Jezusa?”

z opisu na okładce

 

– Jechał do Jana Pawła II na rowerze. Trafia do Judenfeldu do parafii księdza Mateusza Konopiuka, który kiedyś był księdzem katolickim..

– …Ale się zakochał, ożenił się, wyjechał z Polski, trafił do obozu przejściowego. W końcu został pastorem. W Judenfeldzie właśnie.

– Cała ta społeczność niby przyzwoita, ale każdy jakoś jest obciążony przeszłością.

Groser tylko się przygląda, rozmawia…

– Społeczność jest bardzo skomplikowana z powodu nazistowskich powiązań.

– Chciał poznać środowisko i parafian. I poznał.

– Jeden pozował do wizerunku aryjskiego Jezusa, ale później tę figurę zamurowali, bo jednak nie wypada…

– Inny, jako wzorowy aryjski „byczek” musiał zapłodnić jak największą ilość kobiet.

– Jeszcze inny był „szyszką” w obozie koncentracyjnym. Zabijał Żydów. Pewnej dziewczynce, której rodzice zginęli, strzelił w głowę – z „litości”, żeby się nie męczyła…

– Czytam właśnie „Sprawczynie” Kathrin Kompisch. Uważa się, że nazizm to mężczyźni, a posłuszne „hausfrau” tylko prały i gotowały. A naprawdę tysiące kobiet uczestniczyły w zbrodniach. „Brunatne pielęgniarki” uśmiercały chorych psychicznie pacjentów w Międzyrzeczu-Obrzycach. A po wojnie wróciły do porządnego, mieszczańskiego życia.

– W Niemczech wszystko jest takie wymuskane, ale nie wiadomo, co się kryje w środku…

 

not. Władysław Wróblewski