29.01.2011

Spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla Dorosłych w Kłodawie

Pierwsze tegoroczne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla Dorosłych w Kłodawie zostało poświęcone esejom, pt. „Król kłania się i zabija”, napisanym przez noblistkę z 2009 roku – Hertę Müller. Lektura okazała się bardzo dyskusyjna, jedna z klubowiczek stanowczo odrzuciła utwór, twierdząc, że nie odpowiadała jej lingwistyczna stylistyka „Króla…”. Tego rodzaju pisarstwo uznała za nurzące, wręcz drażniące. Klubowicze przychylili się do opinii, jednak uznali, że jedynie początek był ciężki i trudny do przebrnięcia ze względu na językowe rozważania autorki, zaś kolejne eseje okazały się coraz bardziej przyciągające, ciekawe i warte zgłębienia. Język utworu– zgodnie z intencją pisarki – przedstawiał przeciwstawne bieguny, tj. język prześladowanych i prześladujących. Dyskutantki zwróciły uwagę na lirycznie nazwaną w rumuńskim jaskółkę, czyli „rzędóweczkę” (nazwa od jaskółek, które na drutach siadają w rzędzie). Podkreślono również, iż język Müller jest gęsty, skojarzeniowy, mocno metaforyczny, gdzie słowo często występuje w zamian sytuacji. Opis odnoszący się do braku określenia w języku na denata – topielca stanowił dosadny przykład, jak słowo może być bardziej nośne od samego zdarzenia. Podobnie sekwencja poświęcona rumuńskiemu cmentarzowi, na którym psy powłóczyły fragmentami zwłok, nie została przedstawiona wprost jako opis naturalistyczny, lecz jako językowy szkic, co spotęgowało jego grozę. Klubowicze zauważali, że autorka „Króla…” opisuje słowa, nie osoby, słowa, które stają się światem przedstawionym. Müller jako dziewczynka z niemieckojęzycznej wsi w Rumunii, która źle czuła się w rodzinie i społeczności, znalazła odskocznię w zabawie językowej, w tworzeniu słownych, poetyckich kolaży, nasyconych neologizmami, które były celowym mechanizmem słowotwórczym.Język jest na tyle nośny, że może stać się źródłem kłopotów (matka prosi córkę o niepisanie, gdyż jej pisarstwo niszczy stosunki matki ze społecznością). Skojarzenia językowe stają się obsesją, są powodem lęku (przykład „roweru”, bądź „pofarbowanych włosów”). Dyskutujący zwrócili także uwagę na nieoznaczoność neologizmu „sercątko” (pod tym tytułem ukazała się również inna książka Herty Müller), które odczytano jako swoistą żądzę życia pomimo strachu. Autorka chciała dotknąć nieobliczalności, która tkwi w każdym człowieku. Czy tym miejscem jest „sercątko”? Nie udało się rozstrzygnąć.

            Kolejnym ważnym aspektem dyskusji była kwestia dyktatury rumuńskiej. Wódz – tytułowy „król” –Ceauşescu, nie jest głównym bohaterem, jest niejako wokół, dyktator to tło, które pojawia się w przedszkolu jako pieśń na ustach maluchów, także jako socrealistyczny obraz, czy przesłuchanie. Müller skupia się na tym, do czego prowadzi dyktatura, udowadnia, że tyrania to brak możliwości wyboru, samobójstwa, które de facto były mordami, ciemiężenie ludzi, życie w ciągłym, potęgującym się, wręcz psychotycznym strachu. Nawet na emigracji autorka otrzymywała pogróżki, także w Niemczech „król” mógł ją unicestwić.

            Obok Rumunii, Müller opisuje współczesne Niemcy. Przedstawia między innymi sytuację w kwiaciarni, gdy zapytana, czy jest Francuzką, odpowiada, że pochodzi z Rumunii i widzi gasnące zainteresowanie w oczach kwiaciarki. Nawiązuje do skinheadów, siejących postrach wśród cudzoziemców. Przedstawia również reklamy, których konsumpcjonizm nie zwraca niczyjej, oprócz autorki „Króla…”, uwagi. Eseje Müller „gęste od słów”, sprawiają, że nie jest to lekka lektura, lektura do poduszki, to raczej literatura, która rozbudza, prowokuje i wywołuje szok. Warto przywołać słowa Michaela Naumanna z obwoluty „Króla…”: „Porażająca siła tych esejów kryje się w tajemnicy pięknego języka. Każde ze słów jest poważne, to znaczy waży więcej niż cała książka”.