16.05.2014

„Adam i Ewy” w maju w Zwierzynie

Są takie decyzje, które zmieniają cale dotychczasowe życie. Jedną z nich jest zgoda na małżeństwo. W pewnym stopniu rezygnujemy z naszych przyzwyczajeń, niezależności na rzecz czegoś nowego. Wspólnego życia, domu, rodziny. Tak właśnie było z Ewą, tłumaczką języka hiszpańskiego, niezależną, samodzielną singielką. Małżeństwo z Adamem całkowicie zmieniło jej dotychczasowe życie. Zostaje żoną, matką, synową. Ktoś mógłby powiedzieć normalna kolej rzeczy. Nie do końca taka normalna, gdyż Ewa jest żoną – Penelopą wiecznie czekającą na powrót męża. Matką, ale także macochą starającą się zapewnić dorastającej pasierbicy miłość i poczucie bezpieczeństwa. Synową starającą się spełnić wymagania surowej teściowej pochodzącej z porządnego krakowskiego domu z tradycjami, a kiedy ta przechodzi dwa udary staje się pielęgniarką i opiekunką czuwającą przy chorej. Mimo tych wszystkich trudności udaje jej się jakoś sprostać wymaganiom i poukładać wszystko tak aby maszyna codzienności idealnie działała, ale… No właśnie zawsze jest jakieś ale. Kiedy już jej się wydaje, że wszystko ma pod kontrolą, że nad wszystkim panuje, pojawiają się jakieś drobne nieścisłości, które zaczynają niczym małe ziarenko kiełkować w wątpliwości. Nagle przypadkowe wydarzenia, jakieś niedopowiedziane zdania, które dotąd nie miały znaczenia nabierają zupełnie innego sensu i całe poukładane, chociaż czasem uwierające niczym sprężyna w tapczanie, życie zostaje wywrócone do góry nogami. I znów ktoś mógłby powiedzieć: no cóż takie jest życie i trudno mu nie przyznać racji. I może właśnie dlatego śledząc losy bohaterki powieści Moniki Orłowskiej tak bardzo jej kibicujemy, a kiedy kolejny „trup” wypada z szafy rodzinnych sekretów chcemy głośno krzyknąć: ale to nie jest sprawiedliwe! (A. Sokulska)