WIECZÓR Z JACKIEM DEHNELEM W KSIĄŻNICY GORZOWSKIEJ

 
Laureat wielu nagród literackich, m.in. Nagrody Kościelskich w 2005 r. i Paszportu Polityki za rok 2006. Nominowany 05.03.09 do Europejskiej Nagrody Literackiej – Jacek Dehnel spotkał się 18 marca br. z czytelnikami gorzowskimi. Do czytelni prasy bieżącej przyszło znacznie więcej osób niż na tradycyjne spotkania, w ostatniej chwili, przeniesiono spotkanie do sali audytoryjnej. Podczas ponad dwugodzinnej rozmowy z czytelnikami Jacek Dehnel mówił o swojej twórczości prozatorskiej, poetyckiej, a także o zainteresowaniu malarstwem i grafiką. Nie brakło zapytań o “Nieszufladę” Jacek Dehnel umieszcza tam swoje wiersze. Na forum internetowym “Nieszuflada” udziela też wskazówek młodym początkującym poetom. Autor rozpoczął wieczór czytając fragmenty “Balzakianów” (okazało się, że świetnie interpretuje swoje teksty). Nie zabrakło pytań o “Lalę”, która utorowała mu drogę do kariery. W ujmujący sposób autor wprowadził uczestników spotkania w klimat powieści “Lala”, mówiąc o okolicznościach jej powstania, a przede wszystkim o swojej babci. Wspomnienia Lali Bienieckiej wprowadzają nas w świat, który dawno odszedł, ale który zachował dla nas Dehnel – dzięki kronikarskiej wręcz pamięci bohaterki.
 
“Lala” to książka o przemijaniu, chorobie, umieraniu, o zmianie charakteru pod wpływem choroby, o miłości i więzi rodzinnej. “Lalę” autor zaczął pisać mając 14 lat. Następnie wrócił do niej na początku studiów. Tytuł jest wieloznaczny, nawiązuje do nazwy w języku słowiańskim kraina umarłych, do niemocy (człowiek stary) i do motywu znalezionego zdjęcia.
 
Rozmawiano też o poezji Jacka Dehnela. Wiersze w interpretacji autora zjednały sympatię i uznanie uczestników spotkania. Na pytanie, czy czuje się pan bardziej poetą czy prozaikiem, autor odpowiedział, że czuje się zarówno jednym, jak i drugim, chociaż przyznaje się, “że jest wielkim entuzjastą poezji”. Autor podkreślił również, że na bieżąco czyta utwory innych pisarzy, bo “pisarz musi czytać, żeby się uczyć”. Wymienił pisarzy i poetów ze swojego własnego kanonu, których ceni i do których wraca.
 
Dalsze plany na przyszłość autor “Lali” wiąże z pisarstwem. Następną książką, nad którą pracuje autor, to opowieść o matce Makrynie Mieczysławskiej XIX-wiecznej charyzmatycznej oszustce.
 
Jacek Dehnel okazał się błyskotliwym mówcą, gruntownie wykształconym i jak na młody wiek dojrzałym. Osobą nie tylko dysponującą świetnym warsztatem, ale sympatyczną, otwartą, umiejącą słuchać, skromną. Tu wypada przerwać by nie wprowadzać autora w zakłopotanie ze względu właśnie na skromność(gdyby przypadkiem przeczytał na swój temat tyle “lukru”). Bardzo szybko nawiązał kontakt z czytelnikami. Na zakończenie spotkania zaproszony gość podpisywał książki rozdawał autografy. Niezależnie od tego jakie będzie echo wśród czytelników nt. spotkania chciałabym podkreślić jedną z cech autora jaką miałam okazję poznać podczas jego dwudniowego pobytu na ziemi lubuskiej. Dehnel posiada dar ukazywania prawdy o nas samych chociaż to są realia nie z tej epoki. Jego książki i wiersze zmuszają do refleksji. W mojej ocenie wieczór należał do udanych, prawdziwa uczta duchowa.

Ewa Troczyńska-Porada

 
 

Siedząca obok mnie uczennica klasy maturalnej stwierdziła, że udany “jak ta lala”.

 
 
 
Aby było obiektywnie, za zgodą Pani redaktor Renaty Ochwat zamieszczam jej tekst o Dehnelu – (źródło www.gazetalubuska.pl)
 
 
 
Jacek Dehnel zachwycił gorzowskich czytelników
 
Renata Ochwat, 0 95 722 57 72, .img@.img..img
 
 
 
Jeden z najgłośniejszych pisarzy młodego pokolenia Jacek Dehnel ściągnął sporą widownią. W ostatniej chwili trzeba było poszukać większej sali. Jacek Dehnel przyjechał w środowy wieczór do gorzowskiej biblioteki ubrany w długi surdut, kamizelką z łańcuszkami. W rękach trzymał hebanową laskę i komputer. Widzów było tak dużo, że w ostatniej chwili przeniesiono spotkanie do audytorium. Wieczór rozpoczął od przeczytania fragmentów z “Balzakianów”, czyli czterech opowiadań stylizowanych na prozę Honoriusza Balzaca. I natychmiast zachwycił widzów swoim darem do interpretacji.
 
A potem popłynęły opowieści o twórczości i nie tylko
 
 
 
O “Balzakianach”
 
– To jest próba opisania Polski lat 80 i 90 w taki sposób, jaki w “Komedii Ludzkiej zrobił Balzak. Sam trochę z tamtych czasów, czyli lat 80. pamiętam, bo się urodziłem w 1980 r. Poza tym miałem panią redaktor, która sprawdza mi wszelkie niezbędne szczegóły. Ale pamiętam parówki w słoiku firmy Buszewko, które mój dziadek, inwalida wojenny kupował w sklepie, bo miał przywileje. A trudno je było wówczas zdobyć.
 
 
 
O “Lali”
 
– To jest opowieść, składająca się z gawędy, biografii, autobiografii, wywiad rzeka, jednym słowem zlepieniec. Kiedyś siedział sobie jakiś szlachcic na Żmudzi czy na Mazowszu i coś tam spisywał. I tak powstawała sylwa. To opowieść o mojej babci i jej demencji, odchodzeniu. Tam jest wiele jej słów, bo ona była wielką opowiadaczką. Umiała opowiadać i widziała, po co to robi.
 
Ta książka jest spłatą długu wnuczka, ale też i próbą budowy pewnego pomnika. To też opowieść o tym, jak natura bierze w człowieku górę nad kulturą.
 
W książce nie zmieściła się taka anegdota. Otóż babcia już była w bardzo głębokiej demencji, takiej, że nie mogła nawet czytać. W tym czasie odwiedzał mnie jeden ze znajomych. Bolał go brzuch, leżał i słuchał “Toski”. W pewnym momencie babcia weszła do pokoju. Chwilę posłuchała i powiedział: Właśnie Caravadossi idzie na rozstrzelanie. Nie sądzę, aby to panu pomogło na brzuch”. I to w czasie, kiedy kontakt z nią był już naprawdę bardzo szczątkowy.
 
 
 
O macierzyństwie
 
– Nie sądzę, aby rola mamy lub taty była rolą dla każdego. Kiedy patrzę na niektórych rodziców, jestem coraz bardziej tego pewien. Ja nie mam zamiaru się rozmnażać, i to nie tylko dlatego, że jestem gejem. Natura obdarzyła mnie zbyt wieloma wadami. Zdolności wynikają z wychowania, kapitału, niekoniecznie z genów.
 
 
 
O literaturze
 
– Staram się czytać tylko dobrą literaturę. Jak trafię na jakąś złą książkę, to ją po prostu odkładam. No chyba, że muszę przeczytać ją do programu. Tak przebrnąłem przez coś Paul Coelho i jakiś horror. To było straszne. Dobra literatura to pewien kanon. Weźmy Lew Tołstoj, Gabriel Garcia Marquez, Wirginia Woolf, Balzac, Gustaw Flaubert, Bruno Schultz, Witold Gombrowicz, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Wisława Szymborska. Wymieniać można bez końca.
 
 
 
O Warszawie
 
– To miasto, do którego przyjechałem na studia i zamieszkałem. Tu się trudno mieszka. Od mojego domu do najbliższej cukierni dzielą mnie trzy krzyże. Trzy wmurowane w ściany domów krzyże, gdzie jest napisane, ile osób w tych miejscach rozstrzelano.
 
 
 
O języku
 
– Każdy mówi własnym językiem. Ja mówię kwieciście, obrazowo, i tak też piszę.
 
 
 
O planach
 
– Właśnie powstaje “Fotoplastikon”, czyli teksty o starych fotografiach, na których coś się nie zgadza. Mam takie zdjęcie na których jest trzech panów na tle namalowanego lasu. Ale jak się przyjrzeć, to stoją oni na polanie, a za tym namalowanym lasem, jest prawdziwy las. Albo druga. Grupa myśliwych stoi razem z jeleniem. Ale nagle się odkrywa, że ten jeleń jest przytrzymywany za nogi. Nie dość, że ludzie go zabili, to jeszcze udają, że wszystko jest w porządku.
 
A potem planuję powieść o matce Martynie Mieczysławskiej, rzekomo zakonnicy ze zgromadzenia bazylianów, w rzeczywistości o oszustce.