“NOWA MARCHIA – PROWINCJA ZAPOMNIANA – WSPÓLNE KORZENIE” – 49

Kolejna sesja naukowa z cyklu “Nowa Marchia – prowincja zapomniana – wspólne korzenie”, odbyła się 19 lutego 2008 r. w Sali Audytoryjnej w nowym gmachu Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gorzowie Wlkp. Gościem był tym razem ks. prałat Witold Andrzejewski, który wygłosił wykład o Duszpasterstwie Akademickim w Gorzowie.

 
– Nie jestem w luksusowej sytuacji, bo widzę na sali wiele znajomych twarzy i nie mogę tu opowiadać żadnych bajek – żartował na wstępie ks. Wtold Andrzejewski. Rzeczywiście, wśród kilkudziesięciu słuchaczy była również grupa dawnych podpopiecznych duszpasterza. Ks. Witold opowiadał tym, że jego przygoda z Duszpasterstwem Akademickim zaczęła się już w latach 50., gdy w Łodzi spotkał na swej drodze o. Huberta Czumę. Należał do DA podczas studiów, a w duszpasterstwie działało również wielu jego kolegów ze szkoły teatralnej m.in. Jan Nowicki. Przypomniał, że praca formacyjna młodych ludzi odbywała się nie tylko na miejscu, ale także podczas letnich obozów, które od lat 60. były nielegalne, Młodzież i kapłani musieli uciekać się do różnych sposobów, aby zmylić Służbę Bezpieczeństwa. – To właśnie dlatego w DA fnkcjonowały różne przezwiska, aby się nie wydało, że na obozie z młodzieżą jest ksiądz. Najwięcej było „wujków”, stąd też wziął się mój „Szef”, a biskupa Adama Dyczkowskiego nazywano „Harnasiem” – opowiadał ks. Andrzejewski. Jeszcze przed otrzymaniem dyplomu przyjechał do Gorzowa, do Teatru im. Juliusza Osterwy. A gdy do teatru przybyła znakomita para reżyserska – Irena oraz Tadeusz Byrscy, przedłużył swój pobyt o kolejne trzy lata. W okresie największego rozwoju swego talentu, gdy cieszył się uznaniem publiczności i krytyków poszedł za głosem innego powołania i wstąpił do seminarium duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk ks. bpa Wilhelma Pluty czerwcu 1972 roku. Kilka miesięcy później już jako ksiądz objął opiekę duszpasterską nad młodzieżą akademicką. – Na pierwsze spotkanie przyszło 12 osób. W tym dwie osoby z SB. To gorzej niż wśród apostołów, bo tam był tylko jeden, który zdradził – obrazowo porównywał ks. Witold Andrzejewski. Opowiadał o spotkaniach duszpasterstwa (wkrótce przeniosły się one do budynku parafii przy ul. Chodkiewicza i to miejsce nazywane było potocznie „ośrodkiem”), o pracy formacyjnej odbywającej się w 3-letnim cyklu i obejmującej trzy kierunki: filozoficzny, teologii biblijnej i domatycznej oraz teologii moralnej. Kto należał do duszpasterstwa? – Nie indeks był wyznacznikiem, ale chęć poszukiwania. Nie miało znaczenia, czy jesteś studentem czy robotnikiem, ale czy chcesz szukać, poznawać. Z zasady jednak nie dupuszałem młodzieży ze szkół średnich. Taki młody człowiek musiał najpierw pokonać moją niechęć, przekonać mnie że naprawdę mu zależy, bo swego czasu nastała nawet pewna moda na nasze duszpasterwo– opowiadał ks. prałat. Młodzież wyjeżdzała również na letnie obozy, najczęściej w Bieszczady, rzadziej w Tatry, które poświęcone były nie tylko turystyce, lecz również rozważaniom, konferencjom i modlitwie. – Każdy mógł do nas się przyłączyć. Niewierzący nie musiał udawać wierzącego. Warunek był jadnak taki, aby w tych zajęciach razem z wszystkimi uczestniczył – wyjaśniał ks. Witold. Fenomen popularności DA w latach 70. i 80. tłumaczył tym, że że była to enklawa wolności i miejsce, gdzie młodzi ludzie mogli poznawać prawdę. Nie bez znaczenia była również działalność opozycyjna, kolportaż niezależnych wydawnictw, w co angażowała się część osób należacych do DA. Wiele osób z duszpasterstwa, gdy powstała Solidarność, aktywnie włączyło się w ten ruch, a dziś wielu z nich uczestniczy w życiu społecznym politycznym czy gospodarczym. Jak zaznaczył ks. Andrzejewski, gorzowska młodzież była widoczna na tle innych środowisk w kraju, także podczas pielgrzymek czy uroczystości. To gorzowianie organizowali capstrzyk na Powązkach w rocznice Powstania Warszawskiego, zabezpieczali pielgrzymki przed prowokacjami bezpieki itp. W historii Duszpasterswa Akademickiego pojawia się też wątek…bibliotekarski. Ks. Witold Andrzejewski udostępniał bowiem młodzieży swoją bibliotekę. – W pewnym okresie biblioteka miała 350-400 czytelników. Prowadziłem nawet kartoteki, ale na wszelki wypadek musiałem zniszczyć je po wprowadzeniu stanu wojennego–wspominał kapelan duszpasterstwa.
 
Wykład ks. prałata Witolda Andrzejewskiego został zarejestrowany na nośnikach elektronicznych na potrzeby Oddziału Zbiorów Regionalnych. Ukaże się również w przyszłości drukiem w „Zeszytach Naukowych”.