Największa podróżniczka Rzeczypospolitej w WiMBP w Gorzowie Wlkp.

5 października 2012 r. znana podróżniczka Elżbieta Dzikowska spotkała się w gorzowskiej bibliotece ze swoimi czytelnikami i otworzyła wystawę fotograficzną „Uśmiech  Świata”. Pomimo jesiennej aury, fani jej książek i programów nie zawiedli. Na spotkanie przybyło ponad 200 osób w różnym wieku, bo przecież na „Pieprzu i wanilii” wychowało się kilka pokoleń Polaków.

Weszła na salę energicznym krokiem. Emanowała z niej siła, spokój i optymizm. Przywitała wszystkich uśmiechem i zacytowała na wstępie chińskie przysłowie: Gdy nie wiesz, co podarować – podaruj uśmiech. Zażartowała, że swoją dobrą kondycję zawdzięcza etnicznej biżuterii, która nie tylko ją zdobi, ale także chroni przed nieszczęściami i pomaga utrzymać zdrowie. Zaraz jednak dodała, że pochodzi z długowiecznej rodziny.

Słabość Elżbiety Dzikowskiej do biżuterii jest powszechnie znana. Olbrzymie pierścienie to niemal jej znak rozpoznawczy. Najczęściej nosi turkusy z Tybetu, korale i bursztyny, bo to trzy magiczne kamienie. Są rodzajem amuletu. Z każdej wyprawy przywozi dużo cennych rzeczy, m.in. etniczne ozdoby, wszystko później przekazuje do Muzeum Podróżników im. Tony Halika w Toruniu. Dzięki temu znajduje się tam największa kolekcja etnicznej biżuterii w Polsce, ale także pokaźny zbiór kapeluszy, toreb, strojów, masek, figurek i broni. Publiczności zdradziła, że pod koniec roku ukaże się przygotowywany przez nią album „Biżuteria świata”.

Swoją pierwszą podróż odbyła do Chin jako studentka sinologii. Wtedy złapała bakcyla podróżowania, chociaż ciekawość świata była w niej od zawsze. Zapytana dlaczego wybrała właśnie sinologię, odpowiedziała że początkowo marzyła o innych studiach, ale nie mogła się starać o indeks na wielu wydziałach z uwagi na przynależność do antykomunistycznej organizacji. Z tego też powodu po trzecim roku odmówiono jej paszportu na dwuletni wyjazd do Chin. Jednak rok później udało jej się już wyjechać, m.in. dzięki interwencji jednego z profesorów.

Była niemal w każdym zakątku świata. Najwięcej podróży odbyła wspólnie z mężem Tonym Halikiem, realizując popularne programy, m.in. „Pieprz i wanilia”. Nadawany był on nie ze studia, ale z prowizorycznego atelier zainstalowanego w ich podwarszawskim domu. Scenografia tylko się zmieniała. Razem byli w prawie wszystkich krajach Ameryki Łacińskiej, Europy, 27 stanach USA, Chinach, Australii, Rosji, Nowej Zelandii, Indiach, na Tahiti, Hawajach, Galapagos, Wyspie Wielkanocnej, w Kenii, Tanzanii, Maroku, Libii i Egipcie. Wielokrotnie pytano jej męża, skąd mają pieniądze na zagraniczne wyjazdy. – I wtedy Tony pokazywał nasze zdjęcie zrobione w miasteczku filmowym w Arizonie i mówił: napadam na dyliżansy, a moja żona jest burdelmamą – opowiadała wywołując na sali salwy śmiechu.

Swojego męża wspominała w trakcie spotkania wielokrotnie. Mówiła o wspólnych wyprawach, ale także o jego pasjach i pracy dziennikarskiej. Wyjaśniła dlaczego był powszechnie znany jako Tony Halik, chociaż tak naprawdę nazywał się Mieczysław Sędzimir Antoni Halik. W Argentynie, do której wyemigrował w 1952 roku ze swoją pierwszą żoną, nikt nie potrafił wymówić jego polskich imion – przyjął więc imię Antonio. W tamtym czasie zaczął też pracować dla amerykańskiej sieci telewizyjnej NBC. Wtedy nazwano go anglojęzycznym zdrobnieniem Tony i tak już zostało.

Pytana o miejsca dla niej szczególne, wyróżnione, odpowiada – Peru i … Ustrzyki Dolne w Bieszczadach. Po śmierci Tony’ego zaczęła więcej podróżować po Polsce i jest zachwycona jej urodą. W Peru była aż 11 razy. Jedna z wypraw zakończyła się odkryciem ostatniej stolicy Inków. W 1976 roku wraz z mężem dotarła do ruin zaginionego miasta Vilcabamba. Była również inicjatorką budowy na przełęczy Ticlio w Peru pomnika inżyniera Ernesta Malinowskiego, projektanta i budowniczego kolei transandyjskiej, wznoszącej się na wysokość prawie 5000 m n.p.m. Powstawała ona w bardzo trudnych warunkach klimatycznych i terenowych, przy jej budowie wykuto 63 tunele i postawiono 30 mostów. Niestety Ernest Malinowski jako budowniczy odszedł w zapomnienie. – W Peru rozpowszechnione było przekonanie, że kolej stworzył Amerykanin Henry Meiggs, a on był przecież sponsorem – wyjaśniała podczas spotkania, dlaczego tak bardzo zależało jej na upamiętnieniu wielkiego polskiego inżyniera.

Chętnie mówiła o przyszłości, podkreślając że jest w dobrej kondycji i ma dużo planów. Nie potrafi wypoczywać leżąc pod palmą. W najbliższych dniach leci do Paryża na wystawę fotograficzną, na którą wysłała dwa swoje zdjęcia, a później do Kamerunu. Kiedyś interesowały ją głównie zabytki i przyroda, teraz oprócz specyficznej natury, którą fotografuje z bliska (woda, piasek, błoto, kora drzew, itp.), interesują ją ludzie, etniczne społeczeństwa – świat, który niestety odchodzi.

 

 

Anna Królewicz – Spętany, koordynator wojewódzki DKK