Miłośniczka Vonneguta, art. deco i… zupy z gruszki i pietruszki

W Bibliotece Herberta 27 kwietnia 2015 roku miało miejsce kolejne już – jakże ciekawe – spotkanie autorskie z jedną z najpopularniejszych i najpoczytniejszych polskich pisarek – Izabelą Sową. Choć jest ona przede wszystkim autorką literatury dla młodych kobiet, wśród przybyłych na spotkanie były panie w różnym wieku, ale znalazło się także kilku panów. Pewnie dlatego, że w swoich utworach ciekawie i celnie podejmuje uniwersalną problematykę codziennych spraw ludzi, borykających się z najprzeróżniejszymi problemami współczesnego świata. Niewątpliwie rozgłos przyniosła jej tzw. „owocowa seria” opisująca problemy dwudziesto i trzydziestolatków.

Spotkanie od samego początku było nietypowe. Autorka, skromna, pełna wewnętrznego ciepła i empatii, narzuciła niejako „z biegu” jego przebieg, skłaniając zebranych do zadawania pytań, wymiany myśli. Rozmowa z drugim człowiekiem bowiem – jak sama powiedziała – jest dla niej najważniejsza, co nie budzi zdziwienia, gdyż z wykształcenia jest psychologiem. Pierwsze pytania dotyczyły debiutu autorki i tego, co zainspirowało ją do tworzenia. Izabela Sowa bez zażenowania odpowiedziała, że uciekła w pisanie, by po prostu się sprawdzić i nie myśleć o kryzysie, który ją właśnie dopadł. I pewnie nie odważyłaby się nawet wysłać tego, co napisała, gdyby nie kończące się właśnie tysiąclecie. Postanowiła sprawić sobie prezent i choć raz zaszaleć, odnaleźć w sobie tę dawną, odważną, i pełną wiary w siebie, dziewczynę. Przygotowała więc trzy fragmenty swojej pierwszej powieści o Malinie, wybrała trzech wydawców i poszło. I – o dziwo! – odpowiedziało jej największe wydawnictwo, dając jej cztery tygodnie na napisanie i doszlifowanie całości.

„Smak świeżych malin” – bo tak zatytułowała swą pierwszą powieść, dała początek tzw. owocowej serii. Niebawem ukazały się kolejne – „Cierpkość wiśni” i „Herbatniki z jagodami”, którymi autorka, jak się okazało idealnie trafiław ówczesne zapotrzebowania czytelnicze.Książki rozchodziły się jak przysłowiowe „ciepłe bułeczki”.  To podziałało inspirująco, tym bardziej że pisać, werbalizować swoje myśli i uczucia zawsze lubiła. Zawsze – jak twierdzi – najtrudniejsze jest pierwsze dziesięć stron, kiedy zaczyna kreować bohaterów i ich świat. Potem zwykle okazuje się, że zaczynają one oddychać, żyć swoim życiem. I wtedy cenne stają się wszelkie kontakty z innymi ludźmi, inspirujące bywają nawet usłyszane w tramwaju czy na ulicy rozmowy, ich język… Autorka w swojej twórczości wykorzystuje także osobiste doświadczenia. Przykładem może być powieść „Zielone jabłuszko”, książka w pewnym sensie autobiograficzna. Izabela Sowa mieszka już od wielu lat w Krakowie, choć – jak zaznacza – szczególnie bliska jej sercu jest rodzinna miejscowość – Stalowa Wola.

Spod pióra Izabeli Sowy wyszło do tej pory czternaście powieści, w których akcja w większości toczy się w Krakowie. Nie inaczej będzie w powieści, nad którą obecnie pracuje. Jej tytuł brzmi „Tymczasem” i jak zapowiada autorka, będzie ona oparta na faktach.

Autorka w trakcie spotkania opowiadała, jak czasami  nachodzą ją – tak zwyczajne „po ludzku” – wątpliwości, czy to, co tworzy, jest cenne wobec zalewu księgarskich nowości i… wtedy na ogół dyscyplinuje ją świadomość podpisanej z wydawcą umowy. Dodała także żartobliwie, że nie należy do żadnych związków literackich, woli te towarzyskie…

Przybyli na spotkanie dowiedzieli się także, że Izabela Sowa kocha nie tylko ludzi, ale i zwierzęta. Posiada w domu koty i niewykluczone, że niebawem jej stadko powiększy się o kolejnego czworonoga, tym razem psa. Jak powiedziała: „Muszą się tylko odnaleźć”. Pani Izabela uwielbia pływać i robi to przez cały rok, wyłącznie na otwartych akwenach. Jak tylko ma możliwość, „morsuje” w Bałtyku. Jej ulubiony pisarz to Kurt Vonnegut, lubi też kryminały, ale klasyczne, np. Agaty Christie. Te współczesne wydają się jej zbyt brutalne. Jak prawdziwa sowa – wszak nazwisko (sic!) do czegoś predysponuje – długo w noc pracuje, co potem odsypia.

Przybyłym na spotkanie – p. Iza Sowa dała się poznać jako bardzo sympatyczna, wrażliwa, otwarta na ludzi i ich historie, osoba. Miło było na zakończenie usłyszeć z jej ust stwierdzenie, że nasze miasto zapamięta jako pełne zieleni i… życzliwych ludzi.

Pani Izabelo, dziękujemy za twórcze, inspirujące spotkanie, życząc kolejnych sukcesów wydawniczych!

 

 

 

Mariola Merxmüller-Jakubik