Marczyk-Rajchel Łucja: Śladami wspomnień : od Kazachstanu po Gorzów Wielkopolski

 

 

 

 

 

 

Marczyk-Rajchel Łucja: Śladami wspomnień : od Kazachstanu po Gorzów Wielkopolski. – Gorzów Wielkopolski : Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne "Arsenał", 2007. – [118] s. : il. ; 21 cm.

 

Fragment publikacji:

Noc i poranek wysiedlenia
W czasie gdy mama lamentowała i upierała się, że nigdzie bez męża nie wyjedzie, ja – podobno – obudziłam się i zaczęłam bardzo głośno płakać. Prawdopodobnie wtórowałam mamie, a do tego głośno żądałam lalki. Była to mała gumowa laleczka z otworkiem z tyłu. Przy naciskaniu wydawała okropne piski. Zrobiło się niesamowite zamieszanie. Znaleziono tę nieszczęsną laleczkę, uspokojono dziecko, a mamie wytłumaczono, że mąż czeka na nas na stacji kolejowej w Postawach. Według wierutnego kłamstwa, w które mama uwierzyła, ojciec miał do nas dołączyć.
Pozwolono nam zabrać ze sobą po 6 pudów na osobę (pud to 16,38 kg). Nie wiem, w jaki sposób liczono pudy; na trzy osoby, czy na cztery? Nikt tego nie ważył.
Mama zabrała wiele różnych rzeczy, w tym ubrania ojca i maszynę do szycia. Zabrała też bardzo dużo jedzenia. Nie spotkało się to z protestem. Wynoszono to wszystko i ładowano na furmankę. Następnie kazano nam wsiąść na tę furmankę i pod eskortą sołdatów (żołnierzy Armii Czerwonej) zawieziono nas na stację kolejową Postawy.Tam podstawione były bydlęce wagony. W każdym wagonie lokowano po kilkanaście rodzin. Umieszczono wszystkie toboły i na nich robiono legowiska.
O wywiezieniu nas z domu dowiedziała się siostra mamy i jej mąż. Przyjechali na stację, ale choć na peron nie chciano ich wpuścić, w jakiś sposób dotarli do drzwi naszego wagonu. Ciocia krzyczała, czy ja jestem z mamą. Może sądziła, że małe dziecko kazano zostawić jako niepotrzebny balast? Mama przytaknęła, że mnie zabrała. Pytali, czy jest Aleksander, tzn. mój ojciec. W tym momencie kazano im usunąć się z peronu. Przez długi czas rodzina nie wiedziała, czy jesteśmy razem czy osobno.