Znakomita, zapomniana „Historia”

Na łamach kwietniowego numeru „Odry”, miesięcznika wychodzącego we Wrocławiu, ukazało się wspomnienie Kazimierza Skorupskiego o jego związkach z twórczością Witolda Gombrowicza. Znacząca część tych związków dotyczy Gorzowa, przepisuję więc obszerne fragmenty artykułu pt. „Od Jeleńskiego do Lebensteina”.

*

Kazimierz Skorupski, student wrocławskiej polonistyki, w 1973 r. po raz pierwszy pojechał do Paryża i tam nawiązał kontakty m. in. z Konstantym Jeleńskim. Ten pokazał mu rękopis nieznanej, nieukończonej sztuki Gombrowicza pt. „Historia”. Dalej Skorupski pisze:

Postanowiłem, że ją zaadaptuję na scenę. (…) Po scenie rodzinnej „Historii” wprowadziłem scenę szkolną z „Ferdydurke” (…) potem scenę z komisji poborowej, do której dołożyłem monologi o wojsku z „Dziennika”… Dalej autor wymienia jakimi scenami i skąd wzbogacił rękopis, a całość stała się jednocześnie historią życia Witolda Gombrowicza i rozrachunkiem z historią Polski, a nawet świata. I dalej:

W Paryżu „Historia” nikogo nie interesowała. Wiedziałem, że jedynym miejscem na świecie, gdzie będę mógł ją zrealizować, jest wrocławski Kalambur. (…) Światowa premiera „Historii” odbyła się jesienią 1977 r. Mój reżyserski debiut.

*

Tamto przedstawienie widział Andrzej Władysław Kral, kierownik literacki gorzowskiego teatru i to on przekonał dyrektora Bohdana Mikucia do wprowadzenia jej do repertuaru. Nie miałem jednak dyplomu reżysera, więc Mikuć zaproponował, abym pojechał do Teatru Nowego w Łodzi, do Kazimierza Dejmka i poprosił go o konsultacje. Rozmowa trwała krótko, w przerwie próby. „Niech pan robi” zdecydował Dejmek, zaciągając się extra mocnym.

*

Premiera polska na scenie zawodowej odbyła się 13 czerwca 1981 roku.  Scenografia Wojtka Jankowiaka była „barokowa”, znakomita. Po prawej i lewej stronie sceny stały stare, monstrualnie spiętrzone na dwa, trzy piętra ozdobne szafy, a z niektórych przez uchylone drzwi wystawały historyczne kostiumy. Szafy miały wielorakie funkcje: przechowywały HISTORIĘ i jej kostiumy, ale też wyobrażały elewacje burżuazyjnych ulic. Na środku sceny stał wielki stół, który z sekwencji na sekwencję przykrywany był – w majestatycznej choreografii wzmocnionej podniosłą muzyką – przez aktorów-postaci wielkimi obrusami-sztandarami. W scenie wojny 1939-1945 roku stół rozwalał się z hukiem na części, a górne części spiętrzonych szaf odpływały na wyciągach do czerwonego nieba, tworząc obraz ruin i zgliszcz. (…)

Praca Janusza Pieczuro z aktorami sprawiła, że ruch sceniczny i tańce były wykonane na poziomie artystów z Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. A choreografię wykonywano do wzmacniającej dramaturgię scen muzyki Zbyszka Karneckiego.

Opuszczając salę widzowie już w hallu przeciskali się w stronę wyjścia przez grupę manekinów ubranych w białe koszule i czerwone krawaty z biało-czerwonym paskiem, jakie w gierkowskiej Polsce nosiła młodzież z ZSMP. Druga grupa manekinów ustawiona została przed teatrem.

W obsadzie gorzowskiej „Historii” wystąpili: Witold – Wojciech Bartoszek (potem Krzysztof Kiersznowski), Ojciec – Jan Szulc, Matka – Wanda Chwiałkowska, Rena – Teresa Lisowska, Janusz – Jerzy Górny, Jerzy – Waldemar Kwasiborski, Krysia – Ewa Węglarz.          

*

Spektakl został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność, recenzenci napisali wręcz panegiryki na cześć Gombrowicza, sztuki, realizatorów i aktorów – kontynuuje Kazimierz Skorupski.

Recenzję dla „Ziemi Gorzowskiej” napisała Gabriela Balcerzakowa a opublikowana została w numerze 29 z 17 lipca 1981 r.: „Historia” Witolda Gombrowicza jest inscenizacją wybitną. Najbardziej udaną spośród premier nie tylko ostatniego, lecz i kilku ostatnich sezonów. (…) Uważam, że gorzowskie wystawienie „Historii” jest w skali kraju jednym z wydarzeń teatralnych.

Według autorki mocne strony przedstawienia to: materiał literacki, inscenizacja i aktorzy. Darujmy sobie zachwyty nad tekstem Gombrowicza, ale zajmijmy się dwoma pozostałymi.

Inscenizacja: Jest w tym przedstawieniu kilka znakomitych pomysłów reżyserskich. (…) Nabrały one blasku dzięki znakomitej scenografii Wojciecha Jankowiaka. Wprowadzenie pełniących wielorakie funkcje monstrualnych spiętrzonych szaf i znaczących serwet (jak serweta-sztandar), które jednocześnie nazywają i oddzielają określone wątki, wydaje się reżyserską i scenograficzną doskonałością.

Aktorzy i role: W przekształcających się nieustannie planach fabularnych: od rodziny po sceny na dworach carskim i cesarskim – aktorzy grają swe role w kilku wcieleniach. I z przyjemnością przyznać należy, że te zwielokrotnione zadania aktorskie cały zespół „Historii” wypełnia rzetelnie i bardzo równo. 

Recenzentka obawia się, że choć bardzo dobre, przedstawienie to nie zaistnieje na krajowej scenie, bo Gorzów leży za daleko od teatrów, którymi interesują się krytycy. Do tego premiera przed końcem sezonu nie rokuje powodzenia, a ponieważ w nowym sezonie mają zajść duże zmiany w zespole aktorskim, nie wiadomo, jak to będzie.

*

Byłam na premierze „Historii”, ale po latach przedstawienie to zupełnie zatarło się w mojej pamięci. Dopiero po jej przypomnieniu przez artykuł, wróciły dwie sceny. Pierwsza: bardzo jasno rozświetlona słońcem, z udziałem nowoczesnej młodzieży, tu np. grającej w tenisa i pewnej, że do niej należy świat wraca do mnie jako synteza szczęśliwych lat 20. XX wieku. I druga, gdy walą się wielkie, stojące na wysokości kredensy i szafy, gdy rozpada się świat budowany przez kolejne etapy przedstawienia. W tamtym świecie zapanował klęska.

A my, wtedy, w czerwcu 1981 r. żyliśmy nadzieją. „Solidarność” kroczyła przez kraj. Mimo dobrze widocznych oporów, wierzyliśmy, że wygra. Wtedy Gombrowicz tracił swoją siłę.

*

Nie wiem, ile razy pokazana została „Historia”. W albumie wydanym z okazji 70-lecia Teatru im. Juliusza Osterwy („Byliśmy w teatrze” autorstwa mojego i mojego męża Ireneusza Krzysztofa Szmidta) wymieniona jest wśród tytułów sztuk, które w tamtym sezonie były grane, a całkiem nie pasowały do czasu. Jedno zdjęcie ukazuje kłębowisko ludzi bez nazwisk aktorów. Nawet znakomity scenograf wrocławski Wojciech Jankowiak nie wrócił już do Gorzowa. Choć teatralnie znakomita,  „Historia” przeszła do historii bez echa.

*

Wkrótce po gorzowskiej premierze Kazimierz Skorupski przeniósł się do Francji. Tam opadło już zainteresowanie Gombrowiczem, znacznie ważniejsze były polskie polityczne sprawy. Próbował pokazać „Historię”, nawet przygotował ją a to ze studentami, a to okazjonalnie, ale nie dostała szansy na wejście szerokimi drzwiami. Natomiast kostiumy w tych inscenizacjach inspirowane były szkicami znakomitego malarza Jana Lebensteina, który je zrobił specjalnie dla Kazimierza Skorupskiego.

*

W artykule z „Odry” znalazł się jeszcze jeden wątek gorzowski. Pomagałem kilku artystom z Polski, przebywającym czasowo w Paryżu, w otrzymaniu solidnego zasiłku. Wśród nich był plastyk z Gorzowa, Wiesław Strebejko, który wystawiał w tym czasie swoje plakaty teatralne w Théâtre du Rond-Point u Jean-Luis Barraulta i Madelaine Renaud.

W tym czasie Kazimierz Skorupski przygotowywał przedstawienie pt. „Żywa śmierć” Ewy Lipskiej. Miało być wystawione w prestiżowym paryskim teatrze Lucernaire. I dalej wspomina: Wiesiek w jedną noc stworzył do „Żywej śmierci” niesamowity plakat: obandażowane palce w kształcie „V” i dłoń, podobnie jak wszystkie elementy scenografii, które obandażowaliśmy porwaną na pasy rolką białego ręcznika zdobytą z kawiarni na Montparnasse. „Żywa śmierć” była historią zdrowego człowieka w chorym, totalitarnym szpitalu-państwie. Pozostało niezatarte wspomnienie i… przejmujący plakat, który wciąż zdobi moje biuro.

Plakat ten ilustruje tekst.

*

Na ten ciekawy dla nas, gorzowian artykuł Kazimierza Skorupskiego zwrócił moją uwagę Zbigniew Czarnuch, który – jak widać – czyta wszystko. Nawet przesłał mi numer „Odry”.

Ja wiem, że naprawdę wszystkiego nie da się przeczytać. Dlatego bardzo proszę czytelników moich opowiastek, aby podpowiadali mi, jakie książki lub artykuły powinnam przybliżyć w tej rubryce. Będę wdzięczna za informacje przesłane na adres mailowy: .img@.img..img..img.

 

***

Kazimierz Skorupski, „Od Jeleńskiego do Lebensteina”, „Odra” 2021, nr 4, s. 68-74.