Same pułapki

Powieść Alfreda Siateckiego „Zaproszenie na śmierć” została nominowana do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego za 2020 rok, co oznacza, że zdaniem jurorów była lepsza od innych zgłoszonych do konkursu. Nie czytałam wszystkich, nie mogę więc porównać, ale nominacja zachęciła mnie do sięgnięcia po tę książkę.

*

Alfred Siatecki, zielonogórski prozaik urodzony w Kostrzynie nad Odrą, jest autorem dziesięciu powieści, pięciu tomów opowiadań i sześciu zbiorów „Kluczy do bramy” z wywiadami z ludźmi ciekawymi dla regionu lubuskiego (Wikipedia). Ma więc znaczny dorobek, a tym samym doświadczenie w pisaniu powieści. Od blisko 10 lat pisze powieści kryminalne, spośród których cztery układają się w cykl z komisarzem Jerzym Syskim i dziennikarzem Danielem Jungiem w rolach głównych. Akacja wszystkich rozgrywa się w Zielonejgórze (taki zapis, nie zmieniać), dziennikarz pracuje w „Gazecie Zielonogórskiej”, a wojewódzka komenda policji znajduje się przy ulicy Kwiatowej, choć bez dodatku, że w Gorzowie. Autor bardzo dba o realia, osiedla i ulice mają autentyczne nazwy, prawdziwe są odległości między miejscowościami i czas dotarcia do nich, zgadzają się bary, kawiarnie i restauracje, wiarygodne są wszystkie obrazy i zdarzenia przy granicy między Polską a Niemcami. Akcja powieści rozgrywa się w Zielonejgórze, ale już w prawdziwym Gubinie i Guben, nad prawdziwymi jeziorami.

*

Siłą współczesnych powieści kryminalnych jest przedstawiony w nich współczesny świat, z równie aktualnym konfliktem. Tu jest nim rywalizacja dwóch firm zajmujących się wytwarzaniem akcesoriów potrzebnych ludziom starszym. Osiągnięcia medycyny wydłużają ludzkie życie, tyle że na przykład stawy w kolanach nic o tym nie wiedzą i domagają się wymiany. Zbudowanie indywidualnej protezy jest dziś stosunkowo łatwe, w szybkim tempie rozwija się biomechanika, a kto będzie robił lepsze zamienniki, ten wygra wyścig i zarobi duże pieniądze.

Najlepszym w tej dziedzinie jest profesor Bolesław Witkowski, wokół którego toczy się akcja powieści. Tyle że on sam pokazuje się tylko na początku, po czym niespodziewanie znika, by wrócić w samym zakończeniu. Inspektor Jerzy Syski wyrywa sobie włosy z głowy, bo nie widzi żadnych poszlak do odpowiedzi na pytanie jak i gdzie profesor wyparował. Tymczasem zabita zostaje gospodyni profesora, ktoś podpala jego letni dom, w którym ginie jego żona, niespodziewana śmierć zabiera syna gospodyni, potem razem z autem spalił się… Nie, nie mogę wyliczać wszystkich uśmierconych przez autora, bo było ich wielu. Równie zaskakujące są włamania do mieszkań naszych bohaterów, giną bardziej lub mniej cenne przedmioty. Inspektor Syski tego nie ogarnia. A jest koniec sierpnia, na posterunku pozostał tylko z praktykantami lub stażystami. Zanosi się na absolutny blamaż polskiej policji. Na szczęście z urlopu praca Daniel Jung, dawniej policjant, teraz dziennikarz, który od razu widzi więcej niż fachowcy i logiczniej kojarzy fakty. Ale choć jest już bardzo blisko, autor robi skok w bok i rozwiązanie akcji wyprowadza na całkiem niespodziewaną ścieżkę.

*

Nie czytało mi się tej książki dobrze. Coraz to się rozpoczynały kolejne wątki, które w sumie nie budowały powiązanej akcji. Do tego autor wprowadził bardzo dużo postaci, z których każda co prawda miała swój indywidualny rys, ale ich liczba rodziła zagubienie, przynajmniej moje. „Zaproszenie na śmierć” jest czwartą książką z tego cyklu i odniosłam wrażenie, że autor bardzo chciał przypomnieć wszystkich bohaterów z poprzednich tomów, dokładając oczywiście nowych. Wyraźnym ukłonem do aktualnych trendów było wprowadzenie dwóch lesbijek oraz pary męskiej, bo bez nich autor nie jest na fali. Tymczasem te panie mogły być tylko przyjaciółkami, zaś panowie nie grają żadnej roli, są więc zbędni.

Takich pułapek Alfred Siatecki sam na siebie zastawił sporo. Po prostu zaprosił siebie na śmierć, bo ta książka majstersztykiem nie jest.

 

***

Alfred Siatecki „Zaproszenie na śmierć”, wyd. Oficynka, Gdańsk 2020, 368 s.