O codzienności na Błotach

Dawno temu w Sonnenburgu i na Warciańskich Błotach”, wyd. Towarzystwo Przyjaciół Słońska „Unitis Viribus”. Wydawnictwo sfinansowane z darowizn prywatnych i budżetu Gminy Słońsk. 222 s.

Bardzo trudno napisać książkę o codzienności, szczególnie w minionych wiekach. Nie umiemy odnaleźć się w tamtych realiach, nie uświadamiamy sobie np. ciągłego zimna w mieszkaniu lub wieczorów bez prądu elektrycznego. Trzeba dużej wiedzy i talentu, aby ciekawie opisać dawną przeszłość.

*

Książka „Dawno temu w Sonnenburgu i na Warciańskich Błotach” jest właśnie opowieścią o codzienności. Najpierw o drogach, którymi można było dotrzeć do Sonneburga, czyli Słońska. Dziś jedziemy wygodną drogą nr 22, przed wojną można było dojechać koleją. Nie mamy poczucia, że przez wieki miejscowość ta otoczona była bagnami i rozlewiskami, że najwygodniej dotrzeć można było łodzią przez kanały i wąskie rzeczki. Ale nie zawsze było to możliwe ze względu na porę roku i poziom wód. A potem, gdy już zbudowano bitą drogę, za przejazd trzeba było płacić. Budowa, udostępnienie dróg i troska o nie to kolejne aspekty, z których dziś nie zdajemy sobie sprawy. I tak będzie we wszystkich kolejnych rozdziałach.

Podstawowym zajęciem mieszkańców Sonnenburga i Błot Warciańskich było rybołówstwo, a z nim cały wachlarz praw i obowiązków, obyczajów, smaków i zapachów. Dziś na tym obszarze najczęściej łowi się na wędkę, a sukcesem jest parę rybek. Tymczasem kiedyś było to podstawowe zajęcie, które dawało podstawy do życia dla całej rodziny.

Rolnictwo mogło się rozwinąć dopiero po zmeliorowaniu Błot. Tej rewolucji gospodarczej poświęcony jest ciekawy rozdział, a smaczku dodają amerykańskie nazwy zakładanych miejscowości jak: Saratoga, Hannah, Pensylvanien, Sumatra, Neu Amerika, New Jork. Stąd cały region nazwano Nową Ameryką. Szkoda, że w 1945 r. likwidując niemieckie pozostałości polscy onomastycy nadali tym miejscowościom słowiańskie brzmienie. Pozostała tylko jedna jedyna Malta, wcale nie amerykańska.

Rozdział o rolnictwie jest ilustrowany obrazami Ernsta Henselera, malarza z podgorzowskich Wieprzyc. Słusznie, bo to kulturowo i obyczajowo jeden region.

Potem o rozwoju rzemiosł, o handlu i o początkach firm przemysłowych. Duży rozdział poświęcono oświacie i szkołom, które zgodnie z pruskim prawodawstwem obejmowały wszystkie dzieci. W efekcie np. na początku XX wieku było tylko 20% analfabetów, podczas gdy w polskiej Galicji – 80. Takie porównania można także wyczytać z tej książki.

Ostatni rozdział traktuje o ważnym problemie, jakim jest wypoczynek i zabawa. Ta dziedzina jest także ludziom bardzo potrzeba i rzutuje na codzienne życie. Książkę kończy „Marchijski kociołek z kaczki”. Smacznego.

*

Bogata jest bibliografia wykorzystana w książce. Najważniejsze źródła wiedzy to: „Sonnenburger Anzeiger”, czyli „Kurier Sonnenburski. Gazeta Błot Warciańskich, pismo służące badaniom historii ojczyzny i integracji sonnenburczyków” wydawany w latach 80. i 90. oraz „Oststernberger Heimatbrief”, czyli „Wshodniotorzymskie Listy z Ojczyzny”, także z lat powojennych, a także wiele niemieckich i polskich źródeł. Bardzo solidnie potraktowano całą bibliografię.

*

Wydawcą książki jest Towarzystwo Przyjaciół Słońska „Unitis Viribus”. Otwiera ją dedykacja: Pawłowi Kisielewskiemu – współzałożycielowi i pierwszemu prezesowi Towarzystwa Przyjaciół Słońska „Unitis Viribus”, wspaniałemu przyjacielowi i koledze, entuzjaście historii Słońska, inicjatorowi wystawy fotografii „Słońsk, jakiego nie znamy”, pomysłodawcy „Maurycjady”, człowiekowi, któremu zabytki Słońska zawdzięczają bardzo wiele. Jesteśmy pewni, że ta książka sprawiłaby Mu wiele radości”.

Trzeba tu dodać, że Paweł Kisielewski był wójtem Słońska w latach 1990 – 1994, a przede wszystkim przyczynił się walnie do remontu kościoła we współpracy z dawnymi mieszkańcami miejscowości i współczesnymi członkami zakonu maltańskiego. Zmarł 31 grudnia 2017 roku. Żył 62 lata.

*

Największy kłopot mam z ustaleniem autora (autorów) książki. Na okładce i na stronie tytułowej nie ma żadnych nazwisk. Na stronie stopkowej czytam: autorzy tekstów: Małgorzata Maksymczak-Żyła, Renata Ochwat, Joanna Piskorowska. Natomiast w rubryce „redakcja” obok Małgorzaty Maksymczak-Żyły widnieją nazwiska: Izabella Engel, Jacek Engel, Aleksandra Kisielewska, Przemysław Szymoński. Dużo nazwisk. Każda z wymienionych osób ma swoją specjalność i swój sposób pisania. Tymczasem książka jest stylistycznie jednorodna, podczas lektury nie wyczuwa różnych piór. To ogromna zaleta, tyle że trudna do osiągnięcia przy zbiorowym autorze i tłumie redaktorów. Nie rozumiem, dlaczego autorki (autorzy?) ukrywają, kto jaką częścią się zajmował. Czy aż tak daleko sięga obawa przed negatywnymi opiniami, wręcz hejtami?

Kochani Autorzy! Książka jest dobra. Nie trzeba się bać. I ZAWSZE należy teksty podpisywać swoim nazwiskiem. To jest przywilej autora i to jego prawo. Odwagi!

***

Dawno temu w Sonnenburgu i na Warciańskich Błotach”, wyd. Towarzystwo Przyjaciół Słońska „Unitis Viribus”. Wydawnictwo sfinansowane z darowizn prywatnych i budżetu Gminy Słońsk. 222 s.