Morawski jako postać tragiczna

Dariusz Aleksander Rymar, „Przegrałem jako żołnierz.  Zdzisław Morawski (6 IX 1926 - 28 X 1992) biografia polityczna”, wyd. Akademia im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie Wielkopolskim, Gorzów Wlkp. 2020, 164 s.

Pamiętam Zdzisława Morawskiego z lat 80. Wysoki, postawny, przystojny, z grzywą siwych włosów i tubalnym głosem. On nie szedł, a kroczył, nie powiedział, a przemówił, nie przyszedł, a zaszczycił swoją obecnością, nie był, a istniał. Bez niego żadne wydarzenie nie było ważne.  Zawsze czekało się, by pierwszy zabrał głos. A on mówił, jak świat nam się skundlił, i że to przez nas, bo nie mamy odwagi spojrzeć prawdzie w oczy, nie mamy odwagi, by go zmienić. Rozumiało się, oczywiście, że on wie, jak świat naprawić, ale nikt nie chce go słuchać. Biliśmy się w piersi.

Liczył się chyba tylko ze zdaniem Bogdana Kunickiego. Rzeszewski, Świerczyński, Kućko, Sadowski to mogli być przyjaciele, ale intelektualnie… Nikt nie śmiał podejmować z nim dyskusji. Tylko jeden Kaziu Furman go lekceważył. Podczas jakiejś dyskusji, gdy próbowałam mieć inne zdanie, załatwił mnie uwagą: Pani, polonistka, na pewno pamięta jak pisał o tym Owidiusz w „Metamorfozach”. Nie pamiętałam, bałam się przyznać, zaakceptowałam jego stanowisko. Potem się dowiedziałam, że był wtedy na etapie czytania literatury antycznej, więc chętnie szafował cytatami z greckich i rzymskich poetów. Ja i większość z nas nie miała czasu na takie lektury. Nie umieliśmy powiedzieć: sprawdzam.

*

Odważył się dopiero Dariusz Aleksander Rymar, który nie znał Zdzisława Morawskiego i tym samym nie zbudował w sobie czci dla niego. Jako historyk świadomie zajął się tylko polityczną postawą Zdzisława Morawskiego, z założenia odsuwając na bok jego dorobek literacki. Zastosował przy tym metodę pracy historyka: liczy się tylko to, co ma potwierdzenie w dokumentach. Ale nie wystarczy dotarcie i przeczytanie dokumentów, trzeba je umieć osadzić w czasie, w jakim powstały i je zinterpretować.

We Wstępie Dariusz Rymar wymienia długą listę osób, które mu pomogły w kwerendzie, przede wszystkim z archiwów w całej Polsce, które szukały śladów Morawskiego w latach 40. i 50. Na taką pomoc mógł liczyć, z gorzowskiego środowiska naukowego, chyba tylko on jako członek rodziny archiwistów. Potem okropnie nudna lektura przemówień, protokołów, całych zespołów akt partyjnych pisanych dętym językiem, pustych, a przecież wymagających prześledzenia, bo może jakiś kamyczek…

Dariusz Rymar podjął się niezwykle trudnego zadania, by prześledzić życie i polityczną postawę Zdzisława Morawskiego. A bohater tego śledztwa zadania mu nie ułatwiał, bo sam kluczył, motał, jedne fakty celowo ukrywał, innym nadawał odmienną interpretację. Morawski przez lata bardzo starannie budował swoją sylwetkę, a Rymar po kolei zdzierał wszystkie zasłony.

*

Nie wiadomo, gdzie i jak spędzał lata wojny. Po 1945 roku pracował w aparacie partyjnym, ale Zdzisław akcentował, że okres ten dał mu szansę na kształcenie, a Dariusz wybija, że… Przeczytajcie!

Proteza prawej nogi była w powszechnej opinii skutkiem zesłania Zdzisława do kamieniołomów, Dariusz pokazuje, że… Przeczytajcie!

W latach 70. i 80. w Gorzowie był najważniejszą osobą na kulturalnych i partyjnych konwentyklach (jego ulubione słowo), a Dariusz Rymar analizuje treść jego wystąpień i… Przeczytajcie!

Wiedzieliśmy, że opowiedział się po stronie „Solidarności”, a tymczasem… Przeczytajcie!

W 1989 r. kandydował do Senatu. Przegrał, a obwiniał o to… Przeczytajcie!

Dariusz Rymar nadał swojej książce tytuł „Przegrałem jak żołnierz”. Tak, Zdzisław Morawski przegrał, ale ile w nim było prawdziwego żołnierza wielkiej sprawy, a ile koniunkturalisty… Trzeba przeczytać.

*

Dariusz Rymar świadomie nie zajmował się twórczością Zdzisława Morawskiego. Zrobił tylko jeden wyjątek: pokazał, jak w opowiadaniu „Partia z panem Gensche” autor ujawnił swoje opory przed nawiązaniem współpracy ze stowarzyszeniem ziomkowskim. Można odrzucić twórczość, ale moim zdaniem decyzja taka bardzo zuboża sylwetkę autora.

Od 2018 roku mamy dostęp do niedrukowanych powieści i opowiadań Zdzisława Morawskiego. One wyrastają z jego życia. Doświadczenia ojca jako przywódcy robotników, który ich zawiódł, Morawski pokazał w sztuce „I wszyscy bronili swojej drogi”. O pracy w Urzędzie Bezpieczeństwa opowiedział w powieści „Dzień zaczyna się rano”. Środowisko inteligencji Gorzowa końca lat 60. pokazał w powieści „Miłość usunie tę żałobę”. Zderzenie miejskich władz i struktur „Solidarności” to temat powieści „Pałac ślubów”.

Głównym bohaterem wielu powieści i opowiadań jest dziennikarz ze stolicy, który przyjeżdża do powiatowego miasta, by obserwować, co się tam dzieje. Patrzy, analizuje, ocenia, ale nie angażuje się w lokalne problemy. Zdzisław Morawski także chciał stać ponad miejskim zgiełkiem, być wyżej, być mentorem. Wymienione wyżej utwory nie były publikowane i pewnie nie będą, bo ich walory literackie są mierne. Ale o autorze mówią bardzo dużo. Kto się nimi zajmie?

Dariusz Rymar prześlizgnął się po powieści „Nie słuchajcie Alojzego Kotwy”, a Morawski podejmuje w niej kluczowy problem: jak manipuluje się prawdą, jak utrwala się wersję nieprawdziwą, komu i dlaczego zależy na zakłamaniu przeszłości.

On także manipulował prawdą, on także budował swoją przeszłość, by była taką, jaką chciał, by była.

*

Wcześniej poznałam archiwum pisarza, teraz książkę Dariusza Rymara. Z tej perspektywy Zdzisław Morawski, autorytet gorzowskiej kultury, jawi mi się jako postać tragiczna. Tragiczna z powodu rozdźwięku między tym, jak chciał, aby go widziano, a tym co wnosił naprawdę.

Z rodzinnych tradycji i od wczesnej młodości związany był najpierw z PPR, a później z PZPR. Ideologii tej wierny był do końca, choć coraz bardziej widział jej pustkę. By zakłamać tę pustkę kluczył, motał, wyszukiwał tematy zastępcze. Zawierzył ideologii i przegrał.

Postać tragiczna. Temat na wielką powieść, której nie miał odwagi napisać.

 

***

Dariusz Aleksander Rymar, „Przegrałem jako żołnierz.  Zdzisław Morawski (6 IX 1926 – 28 X 1992) biografia polityczna”, wyd. Akademia im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie Wielkopolskim, Gorzów Wlkp. 2020, 164 s.